SEN…

Pojawienie się Pani Teresy po 10 bez mała latach było dla nas bardzo miłym wydarzeniem. Jest to osoba starsza już schorowana, która całe swe życie spędziła przy ziemi, pracując na niej ciężko. Kiedyś przed laty Marvin bardzo jej pomógł, a potem jak to bywa zwykle kontakt zanikł. Zmienił się czas na trudniejszy i choroby powróciły, ale ona nie umiała już nas odnaleźć, chociaż jak się teraz okazało mieszka tak blisko nas, bo na Karmelickiej. Korzystała za to w między czasie z innych ofert pomocy, ale to już nie było dla niej to, co kiedyś uzyskała od Marvina. Póki jednak żył jej domowy lekarz radziła sobie jak mogła, ponieważ miała z nim wyjątkowo serdeczny kontakt i co najważniejsze ufała mu. Aż i jego zabrakło na tym  świecie, bo tak to zwykle bywa, że ludzie dobrzy odchodzą wcześniej.  Tak się złożyło, że wyjątkowo postanowiłam dać reklamę na Warszawę, choć jej cena odebrała mi możliwość zapłacenia innych ważnych rachunków. Później zastanawiałam się co mnie do tego skłoniło, przecież to miasto jest już stracone dla Ducha. Jego wrażliwość stępiała, zrobiła się pragmatyczna, materialistyczna i leniwa. Mentalność ludzi tu mieszkających jest nie do poznania. I wtedy zadzwoniła ona, kobieta sprzed lat. Czas wyrył piętno przemian na jej twarzy, a fizyczne cierpienie przeistoczyło jej ciało w mniejszą, bardziej ascetyczną formę. Wzruszenie w takich momentach jest sprzymierzeńcem w walce z chorobą, bo okazuje moc uczuć, które są w stanie przekształcić  cierpienie w stan wyzwolenia z niego.  I wtedy ona opowiedziała swoją drogę ku Marvinowi, a ta nie była taką zwykłą, jaką bywa zazwyczaj droga elektroniczno-papierowa.  Jej wskazówką był sen. Tuż nad ranem, kiedy sny się pamięta, bo już kontroluje je umysł pojawił się w jej śnie ulubiony, nieżyjący już pan Kazimierz – domowy lekarz. Świadoma, że on jest, a jednocześnie już go nie ma zapytała z rozpaczą, co ma ze sobą zrobić  ponieważ bóle coraz bardziej przeszkadzają jej żyć dalej. Usłyszała potem jego głos i słowa; < Niech pani idzie do dobrego lekarza…> I to było tyle z tego przekazu, który na ową chwilę nic jeszcze nie wnosił do jej życia. kilka godzin później syn przyniósł jej ową gazetę, której warszawiacy nie czytują. W niej była nasza reklama, której nie było w Warszawie od lat… Dalej już znacie ciąg dalszy. Na dzień dzisiejszy Pani Teresa znowu odmłodniała na tyle, na ile było to możliwe.