Szok! Ponad milion złotych koszt za granicą leczenia usuniętego glejaka!!!!

Dzisiaj krótko, bo nawet nie mam siły pisać o tym, co dzieje się na tym świecie. W wiadomościach pokazano dziecko, któremu wycięto guz, który miał być rzekomo guzem złośliwym (!). Skąd ta ich pewność, że u dziecka może być złośliwy guz? Ano stąd, że jest okazja naciągać ludzi na zbiórkę niewyobrażalnie  ogromnych pieniędzy na rzekome powstrzymanie u małego dziecka nawrotu powstawania guza na mózgu(!) Jeśli jeden usunięto, to znaczy, że go już nie ma i jedyne co trzeba zrobić to zadbanie o wzmacnianie immunologii dziecka wszelkimi sposobami, przede wszystkim energią, bo tak małe dziecko dlatego zachorowało, bo ma ją mocno uszkodzoną. Prawdopodobnie stało się to zaraz po porodzie. Brak mi słów aby określić to, co się dzieje w dzisiejszym świecie. To na pewno jest szczyt głupoty i szczyt złodziejstwa zarazem!!!

My mieliśmy takiego chłopczyka przed laty, nawet jest jego zdjęcie w galerii. Rodzice przyjeżdżali z nim wiele razy spoza Warszawy. Chłopczyk nie chodził, nie mówił, był roślinką, ale rodzice nie tracili nadziei i po każdym zabiegu u Marvina widzieli małe postępy u swojego synka. Po roku przestali przyjeżdżać i kontakt się urwał. Ale po jakimś czasie mieliśmy niespodziankę. Przyjechali ponownie. Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy zobaczyłam chłopczyka w progu stojącego na własnych nogach… Uśmiechał się i sepleniąc lekko powiedział nam <dzień dobry>. Rodzice przyjechali z nim ponad 100km żeby tylko pokazać dziecko, które Marvin uzdrowił. Gdyby posłuchali tzw. lekarzy i zadecydowali aby dawać mu dawki chemii, dziecka już by na tym świecie nie było! A teraz o pieniądzach… Na tamten czas rodzice płacili wizyty po 50zł. Było ich może z 10, może więcej… Teraz konkluzję pozostawiam czytającym ten tekst.